Złoty pociąg III Rzeszy
Złoty Pociąg wyruszył w listopadzie 1944 r. z zakładów zbrojeniowych w Petersdorfie. Lokomotywa ciągnęła 12 wagonów wyładowanych złotem i kosztownościami. Tego skarbu do dziś nie znaleziono. Jak mówi czarna legenda hitlerowskich skarbów, Złoty Pociąg został zatrzymany, a cała obsługa - zamordowana. Niemieckich kolejarzy i żołnierzy zastąpili esesmani. Potem pociąg wjechał tajnym tunelem do podziemnego kompleksu w górze Sobiesz pod Piechowicami na Śląsku, w rejonie Jeleniej Góry. Ma tam być do dziś. Co wiózł tajemniczy pociąg? Zależnie od źródeł, w wagonach znajdowało się złoto Wrocławia, Bursztynowa Komnata, część depozytów Centralnego Banku Rzeszy, dzieła sztuki zrabowane w Polsce i Rosji, ewentualnie tajne archiwa III Rzeszy.
Wymieniane przy tej okazji Złoto Wrocławia jest wciąż nieodkrytym realnym skarbem. Był to wielki zbiór cennych przedmiotów oddanych do depozytu przez ludność Dolnego Śląska, na mocy wydanego w 1944 r. zarządzenia ministerstwa finansów III Rzeszy.
Czy złożony z 12 wagonów pociąg ze skarbami mógł zostać ukryty w górze Sobiesz? Niektórzy znawcy tematu twierdzą, że nie miało to sensu. Inni dowodzą, że przecież w pobliskich Piechowicach znajdowała się fabryka zbrojeniowa i część tego obiektu mogła mieć w górze wielopoziomowy schron połączony z zakładem podziemnym tunelem.Podobno przy drodze z Piechowic na Cichą Dolinę i w okolicach Grzybowcy są wejścia do tuneli zamknięte stalowymi bramami. Złotego Pociągu i za czasów PRL-u, i w III RP, szukało wielu polskich łowców skarbów. Bez skutku. W 1995 r. zainteresowanie tymi zrabowanymi dobrami powróciło za sprawą Władysława Podsibirskiego, persony wówczas właściwie nieznanej w środowisku polskich poszukiwaczy skarbów. Władysław Podsibirski nie dysponował żadnymi nieznanymi dotąd dokumentami mogącymi naprowadzić na ślad Złotego Pociągu. Miał jednak spory dar przekonywania i w maju 1995 r. podpisał umowę z ministerstwem finansów. Umowa zapewniała Podsibirskiemu określone znaleźne, jeśli Złoty Pociąg odszuka. W podpisaniu tego dokumentu nie ma właściwie niczego sensacyjnego, jak usiłują twierdzić dziś młodzi dziennikarze piszący i mówiący o tej sprawie przy okazji drenowania "szafy Lesiaka".
Po pierwsze, prawo dotyczące rozliczeń między łowcami skarbów a skarbem państwa było i jest niezbyt precyzyjne. Gdyby Podsibirski nie zabezpieczył się umową, to jeśliby znalazł Złoty Pociąg, zamiast procentowym udziałem mógłby zostać nagrodzony dyplomem i pamiątkowym zegarkiem na rękę. Po drugie, ówczesne władze pamiętały, że za czasów PRL-u historycy, archeolodzy, a szczególnie amatorzy - rozmaici łowcy skarbów, nie jedno znaleźli. Lepiej więc było się zabezpieczyć i mieć Podsibirskiego na oku. A nuż coś odkryje? Sensacyjna jest za to mnogość śladów wskazujących, że jakiś pohitlerowski skarb rzeczywiście wciąż czeka na swego odkrywcę. - W Górach Sowich, w podziemiach, ukryliśmy skrzynie z cenną zawartością - pisał w swym testamencie niemiecki saper, major Hans von Schreck. A może Złoty Pociąg nie był pociągiem szynowym tylko drogowym? W marcu 1945 r. do twierdzy w Srebrnej Górze przyjechała od strony Ząbkowic Śląskich kolumna kilkudziesięciu ciężarówek. Według relacji świadków, transport ten był tak tajny, że konwojujący go esesmani nakazali mieszkańcom miasteczka - pod karą śmierci! - pozostać w domach i zasłonić okna.
Świadkowie twierdzili, że ciężarówki wyjechały ze Srebrnej Góry puste, a wyjazd transportu poprzedziła seria wybuchów. Zakładano, że Niemcy ukryli coś w podziemiach twierdzy, po czym wysadzili wejścia do lochów. Po wojnie próbowano ten rejon zbadać - do dziś niczego nie znaleziono. Pod koniec II wojny światowej wycofujące się wojska hitlerowskie ukryły wiele dóbr i archiwów, znalezionych później przez Amerykanów w sztolniach kopalni na terenie Niemiec. Także w Polsce odkryto nie jeden nazistowski skarb pochodzący z rabunku. Poza tym jakiś Złoty Pociąg rzeczywiście istniał. Był to pociąg ze złotem zrabowanym na Węgrzech. Węgierski Złoty Pociąg wyjechał pod koniec kwietnia 1945 r. z Budapesztu. Amerykanie odkryli go w Tunelu Tauryjskim w pobliżu Bockstein w Austrii. Skład tworzyły 24 wagony wyładowane kosztownościami zrabowanymi zamożnym Węgrom pochodzenia żydowskiego. Były tam skrzynie pełne złotych obrączek i świeczników, diamentów, biżuterii, a także ponad 1 tys. 200 cennych obrazów. 11 maja 1945 r. ten skarb przejęli amerykańscy żołnierze. "Polskiego" Złotego Pociągu, jak dotąd, nie znaleziono. Może ukryto go w innym miejscu, niż się zakłada, możliwe też, że faktycznie jest legendą. Nie oznacza to jednak, że nie warto skarbu szukać.
Tadeusz Oszubski
"Złoty pociąg"
Od wielu lat krąży legenda o „złotym pociągu” ukrytym w listopadzie 1944 r. masywie Sobiesz w Piechowicach (Petersdorf). Złoty Pociąg to dwanaście wagonów wyładowanych skarbami, które Niemcy pod koniec wojny wywieźli z Wrocławia, Berlina, Dolnego Śląska i Prus Wschodnich. Zdaniem łowców skarbów miały się w nim znajdować Bursztynowa Komnata, Złoto Wrocławia, dzieła sztuki. Dlaczego waśnie w Piechowicach? Odpowiedzią może być umieszczona waśnie w Piechowicach fabryka, w której produkowano torpedy i urządzenia dla V1 i V2. Fabryka ta podobno miała podziemia, które właśnie były zlokalizowane w górze Sobiesz. Argumentem na istnienie podziemnej fabryki jest betonowy domek oraz studzienki obok tego domku. Domek Był prawdopodobnie wartownią. Posiada przedsionek, w którym by na pewno stał stojak na broń. We wnętrzu było miejsce na tzw. kozę. Zagadką są studzienki wodne. Ich przeznaczenia można się jedynie domyślać. Obok płynie strumyczek. W pobliżu jest nieduży nasyp ziemny o regularnym, prostokątnym kształcie, który może być hałdą górniczą. Wartownia jest umiejscowiona z daleka od szosy - nie mogła jej strzec. W pobliżu nie przechodzi nawet leśna droga. Studzienki, tak przynajmniej bym chciał, odwadniały podziemną fabrykę! Czy wartownia strzegła podziemnej fabryki zbrojeniowej zbudowanej na pewno w oparciu o stare wyrobiska górnicze. Niektóre z tych wyrobisk w chwili obecnej dostępne są do zwiedzania, ale na skrajach tej góry. Ciekawą rzeczą są również zachowane równe jary na zboczach tej góry. Jary te biegną równolegle do stoku. Jary mogły służyć jako drogi transportu urobku skalnego w poprzednich wiekach. Wartownia mogła jednak strzec czegoś zupełnie innego. Teren ten w okresie wojny był strzeżony i nie mieli do dostępu mieszkańcy.Czy jednak w tej górze, której środek jest ponoć sypki, można było wybudować tak wielki tunel by pomieścić tam pociąg? Zanim pociąg tam wjechał należało ułożyć ok. 1 km torów (od zakładów do tunelu), potem je rozebrać. Wjazd do tunelu zawalić i zamaskować. Pytań jest wiele - choćby - dlaczego chowano skarby i to na Dolnym Śląsku?
Wnętrze góry Sobiesz kryje olbrzymi skarb III Rzeszy
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska | 2006-11-18
Na razie znaleziono tylko dwie stare łopaty. Jednak są w Polsce ludzie, którzy wierzą, że wnętrze góry Sobiesz koło Piechowic kryje olbrzymi skarb III Rzeszy. W swych opowieściach są tak przekonujący, że udało się im oczarować tą wizją wiele poważnych osób
fot. Słowo Polskie Gazeta WrocławskaZłota Wrocławia, Bursztynowej Komnaty i innych kosztowności szukał nawet rząd Józefa Oleksego. W poszukiwania zaangażował się wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko. Sprawa wyszła na jaw przy okazji otwarcia słynnej już szafy pułkownika Jana Lesiaka.
Oficer Urzędu Ochrony Państwa w specjalnym oświadczeniu stwierdził, że zajmował się wyjaśnieniem zagadki „złotego pociągu”, który miał wjechać tuż przed zakończeniem wojny do wnętrza góry.
Wersja Podsibirskiego
Najwyższych urzędników w państwie wizją złotego pociągu zaraził Władysław Podsibirski, poszukiwacz amator z podwarszawskich Janek. Szukaniem skarbu w górze Sobiesz zajął się już w latach 70. ubiegłego wieku. Wierzy, że w listopadzie 1944 roku do wydrążonego w górze tunelu wjechał pociąg. Wagony były wypełnione sztabami złota, precjozami oraz skarbami kultury. Według niego, to głównie depozyty niemieckich banków, muzeów i galerii. Poszukiwacz, prócz rozległej wiedzy i rzekomo oryginalnych map, nie miał możliwości wydobycia skarbu. Postanowił więc zainteresować nim instytucje państwowe.
W maju 1995 roku wiceminister finansów w rządzie Oleksego, Jan Bogutyn, zawarł z nim umowę. Jeśli Podsibirski znalazłby choć jedną sztabkę, 10 procent jej wartości należałoby do niego. A Urząd Ochrony Państwa miał sprawdzić prawdziwość informacji o ukryciu skarbu. „Prowadzono sprawę kryptonim „T” na sprawdzenie wiarygodności oferentów, którzy proponowali wskazanie miejsc ukrycia dóbr materialnych i kulturalnych przez wycofujące się wojska III Rzeszy. Wyjaśnieniami tymi zainteresowany był wicepremier G. Kołodko, minister Żelichowski i minister T. Polak” – czytamy w dokumencie sporządzonym przez pułkownika Jana Lesiaka.
Liczyli na skarb
Były oficer służb specjalnych dziś jest już na emeryturze. Chętnie opowiada o historii sprzed lat. Podkreśla, że do rozkazu służby podeszły bardzo poważnie, choć wersja Podsibirskiego brzmiała dość fantastycznie. – Szczerze liczyliśmy, że te rewelacje okażą się prawdziwe. Kraj był wtedy w trudnej sytuacji. Gdyby udało się wydobyć skarby, sytuacja finansowa państwa poprawiłaby się – tłumaczy. Jednak już na wstępie rewelacje poszukiwacza wydały mu się mocno przesadzone. – Była mowa o złocie o wartości 40 mln dolarów. Przeliczyłem, że gdyby w każdym wagonie było 20 ton kruszcu, to pociąg musiałby mieć ponad kilometr długości – dodaje.
Oficerowie UOP badali sprawę przez trzy miesiące. Potem zdecydowano, że rząd nie będzie finansował prac wydobywczych. Podsibirski musiał więc poszukać innych partnerów. Dziś źle wspomina współpracę ze służbami. UOP zabrał mu plany, na których zaznaczono miejsca ukrycia złota.
– W archiwum ABW jest kartka formatu A3. Nie ma na niej jakichkolwiek znamion, że to niemiecki dokument sprzed wielu lat. Są na nim napisy wyłącznie po polsku. Gdy Podsibirski pokazywał mi ją po raz pierwszy, nie wysechł jeszcze tusz flamastra – mówi Lesiak. Gdy rząd nie dał się namówić na odnalezienie złotego pociągu, Władysławowi Podsibirskiemu udało się przekonać do sfinansowania prac grupę prywatnych inwestorów (choć on twierdzi obecnie, że sam zainwestował w przedsięwzięcie milion marek niemieckich). Poszukiwania rozpoczęto w 1998 roku z dużym rozmachem. Na Sobiesz sprowadzono ciężki sprzęt i dynamit.
– Kopano i wiercono w wielu miejscach – wspomina Andrzej Proczek, kierownik referatu rozwoju miasta w piechowickim magistracie.
Profesjonalne badania
Mieczysław Bojko, prezes Stowarzyszenia Poszukiwaczy Zaginionych Zabytków „Talpa”, interesował się górą Sobiesz na początku lat 90. Na jego prośbę wykonano nawet zdjęcia lotnicze w podczerwieni i ultrafiolecie.
– Pokazują one, czy była naruszana struktura ziemi w tym miejscu. Zdjęcia wykazały, że w tym rejonie na przestrzeni wielu lat nie prowadzono jakichkolwiek większych prac ziemnych – wyjaśnia poszukiwacz.
Przeglądał też zeznania jeńców wojennych zmuszanych do pracy w zakładach w rejonie Piechowic. W żadnej z relacji nie znalazł wzmianki o potężnych podziemnych tunelach, a tym bardziej o „złotym pociągu”, który miał do niego wjechać. Dla niego jest to bajka wyssana z palca.
Narodziny mitu
– Ta legenda narodziła się wiele lat temu, gdy pan Podsibirski miał niewielką firmę pod Warszawą. Przyjeżdżał do niego zaopatrzeniowiec z jeleniogórskiego PKS-u i karmił go opowieściami o skarbach. Podsibirski uwierzył w coś, czego nie ma – tłumaczy Bojko. Według innej wersji, Podsibirskiego skierowano na błędny trop celowo, by odwrócić uwagę od innych miejsc, w których rzeczywiście coś zostało ukryte. W środowisku poszukiwaczy mówi się też o pewnym epizodzie poszukiwań na górze Sobiesz. Gdy inwestorzy byli już zniecierpliwieni brakiem efektów, szef ekspedycji poprosił o telefon komórkowy. Poinformował zmęczoną ekipę, że zadzwoni do córki oficera, który ukrywał skarb, i odszedł w pobliskie krzaki. Wrócił po chwili ze szczegółowymi informacjami, gdzie stoją lokomotywa i wagony. Gdy poszukiwania także i w tym miejscu nic nie przyniosły, ktoś postanowił sprawdzić numer, pod który dzwoniono.
– Odezwał się kobiecy głos. Pani przedstawiła się jako specjalistka od wróżb i przepowiedni – śmieje się prezes Taply.
Do dziś nie znaleziono jakiegokolwiek dowodu na istnienie podziemi i pociągu pełnego złota. Po poszukiwaczach na górze pozostały tylko dziury w ziemi i ślady po wierceniach. Władysław Podsibirski uważa jednak, że jest na najlepszej drodze do odnalezienia skarbu. Planuje kolejną ekspedycję na Sobiesz.
– Już teraz grupy Wehrwolfu penetrują teren i wywożą złoto do Niemiec, gdzie dostają za nie 50 procent wartości – przekonuje.
Torpedy i nietoperze
Zakłady Karelma w Piechowicach w czasie drugiej wojny światowej zajmowały się produkcją zbrojeniową. Wytwarzano w nich między innymi torpedy. Na terenie zakładu zbudowano nawet specjalny basen do ich testów.
Część fabryki mogła znajdować się w masywie góry Sobiesz. Ale śladów zabudowań nie widać. Zachował się jedynie niewielki betonowy domek, przypominający wartownię i podziemny zbiornik, do którego prowadzą dwie studzienki. W zboczu góry Sobiesz jest też kilka wydrążonych sztolni. Teraz są one schronieniem dla setek nietoperzy.
Der geheimnisvolle Zug
Der geheimnisvolle ZugEine Lokomotive zog 12 Waggons voller Gold und Wertgegenstände. Diesen Schatz hat man bis heute nicht gefunden. November 1944 – das Kriegsende naht gnadenlos. Ein Sonderzug verlässt die Rüstungswerke in Petersdorf. Die Lok zog 12 Waggons voller Gold und Wertsachen, die die Nazis in Polen und Russland erbeutet haben. Der Zug war so präpariert, dass er in einen unterirdischen Tunnel einfahren konnte. Der Zug wurde während der Fahrt vermutlich angehalten, die gesamte Zugbesatzung wurde ermordet. Die deutschen Eisenbahner und Soldaten wurden von SS-Männern ersetzt. Aus glaubwürdigen Quellen ist bekannt, dass der Zug in einen geheimen Tunnel zum unterirdischen Komplex im Berg Sobiesz bei Piechowice in der Nähe von Jelenia Góra fuhr. Dort müsste er bis heute stehen.
Pociąg widmo
Pociąg widmoLokomotywa ciągnęła 12 wagonów wyładowanych złotem i kosztownościami. Tego skarbu do dziś nie znaleziono.
Listopad 1944 r. - nieuchronnie zbliża się koniec wojny. Z zakładów zbrojeniowych w Petersdorfie wyjechał specjalny pociąg. Lokomotywa ciągnęła 12 wagonów wyładowanych złotem i kosztownościami zrabowanymi przez hitlerowców w Polsce i Rosji. Skład był tak przygotowany aby wjechać do jakiegoś podziemnego tunelu. W czasie przejazdu prawdopodobnie został on zatrzymany, a cała obsługa zamordowana. Niemieckich kolejarzy i żołnierzy zastąpili esesmani. Z wiarygodnych informacji wiadomo, że pociąg wjechał tajnym tunelem do podziemnego kompleksu w górze Sobiesz pod Piechowicami niedaleko Jeleniej Góry. Powinien być tam do dziś.
Piechowice
"Za kilka dni zostaną otwarte podziemia pod górą Sobiesz...." tak sensacyjna informacja kilka lat temu obiegła Polskę, obiegła i ..... oczywiście nic.
Zacznijmy jednak od początku. Piechowice, miejscowość leżąca tuż obok Jeleniej Góry. Jednak elementem, który z siłą megnesu przyciąga wszystkich poszukiwaczy jest góra Sobiesz i historia o "złotym pociągu". Skupmy się na razie na faktach. Pierwszy z nich i chyba najważniejszy to fabryka zbrojeniowa. Nie wiem dokładnie jaki był jej profil produkcji, jednak na pewno w jego skład wchodziły torpedy. Jedną z pozostałości po tej produkcji był sporych rozmiarów basen, znajdujący się na terenie zakładów, po wojnie jeden ze świadków pływał po nim ..... łódką. Zakład posiadał swoją własną bocznicę kolejową, co w pośredni sposób swiadczy o wielkości produkcji zbrojeniowej. Tyle faktów, pozostałe informacje nie dają już takiej pewności przy interpretacji, a ostatnia historia jest wtęcz fantastyczna. Pierwszą z przesłanek jest informacja o rozległych podziemiach zlokalizowanych pod górą Sobiesz. Nie wiem na ile jest to wiadomość prawdziwa. Istnieje kilka spraw, które mogą potwierdzać taką teorię, ale są to tylko przesłanki, które nie zawsze mogą świadczyć o faktach. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej tej hipotezie: rzeczywiście zgodnie z dyrektywą najwyższych władz III Rzeszy stopniowo przenoszono kluczową produkcję dosłownie "pod ziemię". Owszem ale należy pamiętać o jednym, teren Dolnego Śląska nie był praktycznie przez większą część wojny zagrożony nalotami, Alianci zachodni mieli za daleko, a Rosjanie nie przeprowadzali nalotów strategicznych na ośrodki przemysłowe. Owszem w wielu miejscach w kraju znajdują się podziemne fabryki (lub krążą opowieści o takowych) ale nie jest to argument w pełni potwierdzające teorię o istnieniu podziemnego kompleksu, a tym bardziej rozległych podziemiach. Kolejną przesłanką mają być widoczne w terenie ślady po rozbudowanym systemie odwadniającym. Rzeczywiście każdy kto znajdzie sie w tym terenie z łatwością odnajdzie pozostałości po kanałach przypominających system odwadniający, jeżeli zbudowano taką sieć to można się spodziewać, że wykonawcy nie byli bezmyślni, ta sieć mogła należeć do jakiegoś kompleksu, jeżeli jednak nie widać go na zewnątrz góry, to powinien znajdować się wewnątrz. Jest to argument trudny do podważenia i jak na razie nie znalazłem w pełni jasnego wytłumaczenia, poza jednym. W terenie mogły znajdować się stare wyrobiska górnicze, a system mógł służyć do ich odwadniania. Jest tylko jedno małe "ale" takie tłumaczenie nie do końca wyjaśnia fakty, chociażby dlatego, że o ile rzeczywiście system odwodnienia sztolni górniczych jest konieczny, to dlaczego poprowadzono go tak rozlegle, nie ograniczająć się do najbliższej okolicy sztolni. Koronnym argumentem, który ma potwierdzać istnienie podziemi jest tak zwany "domek". Jest to niewielki budynek, zbudowany z betonu i cegieł (w roku 2003 był zamieszkały), wyglądem do złudzenia przypominający wartownię. W tym właśnie miejscu pojawiają się największe wątpliwości. Pierwsza z nich to sens istnienia wartowni. Do blokowania drogi potrzebny jest raczej bunkier, a nie wartownia. Po drugie jeżeli już miało to być stanowisko obronne, to dlaczego w takim oddaleniu od drogi biegnącej na Jelenią Górę. Owszem domek stoi przy drodze ale po pierwsze ta droga w chwili obecnej już nie istnieje, po drugie biegła prosto w masyw góry. Co więcej w bespośrednim pobliżu wartowni znajduje się podziemny zbiornik, w chwili obecnej znajduje się w nim woda, ale równie dobrze mógł zawierać paliwo do zasilania generatorów prądu, ewentualnie zapas paliwa do pojzadów. Z powyższych faktów i domysłów można wyciągnąć jeden wniosek, pod górą Sobiesz rzeczywiście znajduje się obiekt podziemny, prawdopodobnie o charakterze produkcyjnym. Powstał on prawdopodobnie na bazie starych wyrobisk górniczych, jednak nie można powiedzieć o ile zostały one powiększone, oraz gdzie znajdują się wejścia. Obiekt był wyposażony w rozległy system odwadniający, a przynajmniej jeden obiekt wartowniczy pozostał do naszych czasów. W chwili obecnej do niektórych sztolni można wejść, jednak nic nie wskazuje, że miały one związek z podziemnym obiektem. Na koniec wypada wrócić do opowieści, która rozpala umysły wielu ludzi. Kwestia "złotego pociągu" wypłynęła dopiero kilkanaście lat temu, wcześniejsze przekazy w ogóle nie wspominają o takim transporcie. Pogłoska mówi, że pod koniec 1944 roku z zakładów w Piechowicach odjechał pociąg wypełniony po brzegi skarbami zarówno tymi prawdziwymi, czyli sztaby złota, precjoza, oraz pełen skarbów kultury. Miały to być nie tylko depozyty ludności, ale głównie depozyty banków, muzeów, galerii. Pociąg ten miał po dobudowanym torze wjechać do podziemi góry Sobiesz, które następnie zostały zasypane, oczywiście razem z eskortą. Owszem opowieść może zawrócić w głowie, jednak zastanówmy się nad nią chwilę. Teorię o pociągu rozpowszechnił pewien człowiek, który próbował różnymi środkami zainteresować najpierw władze państwowe, następnie po fiasku tych prób udał się do indywidualnych inwestorów. Efektów z tego co mi wiadomo nigdy nie osiągnięto. Wróćmy jednak do analizy tego przekazu, pierwszą rzeczą, nad którą się należy zastanowić to sens takiego działania. Po co budować tymczasowe torowisko o długości przeszło 1km, ile z tym kłopotów, a co ważniejsze ilu świadków, nie tylko wśród robotników przymusowych, ale wśród własnych obywateli, co więcej jest to przecież spory koszt. Znacznie prościej jest załadować wszystko do skrzyń i ciężarówkami przewieźć we wskazane miejsce. Po drugie brak jest jakichkolwiek przekazów, które mogą potwierdzać taki transport, owszem jest to słaby argument, ale przeważnie jakieś pogłoski zawsze pozostawały więc także w tym wypadku należy się ich spodziewać, natomiast w tym wypadku nic, oczywiście za wyjątkiem teorii tego pana, która nabrała rozgłosu dopiero kilka lat temu. Owszem ekipa kierowana przez tego pana wykonała ponoć liczne prace poszukiwawcze , które potwierdzić miały istnienie podziemnego kompleksu, ale nie przeświadcza to o wtoczeniu do niego całego pociągu. Wydaje mi się, że o ile istnienie samych podziemi jest raczej pewne, to opowieść o pociągu wiozącym złoto jest prawdopodobnie bajką. Natomiast to na co natrafiono podczas badań może być raczej potwierdzeniem istnienia samych podziemi, które posiadają typową dla tamtych czasu budowę.